Choć w Polsce się o tym pewnie wiele nie mówi, 29 grudnia 2023 Republika Południowej Afryki złożyła do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze przełomową sprawę, od której mogą zależeć – nie przesadzając – losy świata. Zespół prawników działających z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i Współpracy Międzynarodowej w Pretorii, powołując się na zobowiązania sygnatariuszy wynikające z Konwencji o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa z 1948 r., oskarżył Izrael o łamanie tej konwencji w odniesieniu do Palestyńczyków w Gazie. Ludobójstwo to jedna z najcięższych zbrodni przeciwko ludzkości zdefiniowanych w systemie prawa międzynarodowego – ale też jedna z najtrudniejszych, jeżeli nie w ogóle najtrudniejsza do udowodnienia (poprzeczka wymaganego dowodu ustawiona jest wyjątkowo wysoko, gdyż zakłada konieczność wykazania, że ludobójcze były od początku intencje, rozkazy i planowanie operacji).
Republika Południowej Afryki vs Izrael
Esej, który opublikowałem na łamach Krytyki Politycznej, konkluduję tezą, że jeżeli ekipie premiera Binjamina Netanjahu i Izraelowi w ogóle zbrodnie popełniane od października 2023 na Palestyńczykach ujdą płazem, izraelska zagłada Gazy 2023-2024 będzie stanowić moment dziejowej cezury, inaugurację nowej, przerażającej epoki „eksterminizmu” (stosując termin ukuty na ten scenariusz przyszłości przez Petera Frase’a w jego Czterech przyszłościach). Skazywanie kolejnych „zbędnych” populacji na zagładę będzie w niej już „normalnym” sposobem imperialnej dominacji.
Republika Południowej Afryki przyjęła na siebie zadanie o ogromnym znaczeniu na wielu poziomach: spełnienia obietnicy złożonej Palestyńczykom przez Nelsona Mandelę; spłacenie długu za wsparcie, którego Palestyńczycy udzielali Południowoafrykańczykom, gdy ci walczyli z reżimem apartheidu u siebie; położenia kresu liczącej już 75 lat zupełnej międzynarodowej bezkarności Izraela, ostatniej europejskiej kolonii na Bliskim Wschodzie; a także – i tutaj właśnie ważą się losy świata – powstrzymania nadciągającej katastrofy eksterminizmu i zawrócenia ludzkości z tej przerażającej drogi.
Pierwsze wysłuchania stron miały miejsce już 11 i 12 stycznia 2024. Pierwszego dnia – byłem wtedy w Hadze, choć nie dostałem się do Pałacu Pokoju przy Carnegieplein, siedziby Trybunału, dołączyłem więc do demonstracji na zewnątrz – prawnicy i przedstawiciele Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Południowej Afryki przedstawili swoją doskonale przygotowaną argumentację, połączoną z wnioskiem o wydanie przez sędziów Trybunału nakazu wprowadzenia środków tymczasowych zapobiegających kontynuacji izraelskich zbrodni i zabezpieczających prawa Palestyńczyków (w tym ich prawo do życia).
Drugiego dnia Izrael miał przedstawiać swoją odpowiedź na zarzuty postawione przez prawników strony wnoszącej zarzuty. Prawnicy Izraela niemal nie odnosili się do sedna żadnego z nich, powtarzając tylko w nieskończoność swoje zaklęcia o Hamasie, oskarżyli nawet RPA o to, że jest „prawnym ramieniem Hamasu” (tego rodzaju insynuacje są wręcz obraźliwe dla powagi Trybunału, dlatego były momenty, kiedy sędziowie nie skrywali swojej irytacji). Jedyne, do czego podeszli poważnie jako prawnicy, to próby znalezienia proceduralnych wytrychów, które mogłyby ewentualnie przekonać Trybunał do przynajmniej jednej z dwóch rzeczy: 1) cała sprawa nie powinna być w ogóle procedowana z powodu jakiegoś formalnego niedopatrzenia strony południowoafrykańskiej, przez co wypadłaby spod jurysdykcji Trybunału; 2) z jakiegoś technicznego powodu prawnego lub praktycznego nie można żądać wprowadzenia środków tymczasowych, których domaga się Pretoria.
26 stycznia sędziowie Trybunału wydali swoje pierwsze decyzje w sprawie, przegłosowane miażdżącą większością głosów (w poszczególnych punktach w proporcjach 15-2 lub 16-1). Trybunał potwierdził swoją jurysdykcję w sprawie; potwierdził, że z wysokim prawdopodobieństwem zachodzi ryzyko zaistnienia zbrodni ludobójstwo, a więc południowoafrykański pozew jest podstawny; zarządził szereg środków tymczasowych, choć nie do końca takich, jakich żądała strona południowoafrykańska. Ogromne kontrowersje i frustrację po stronie propalestyńskiej wzbudził fakt, że nie padło tam słowo „zawieszenie broni”, niemniej jednak zsumowane nakazy Trybunału to zawieszenie broni de facto. Izrael, zgodnie z bezczelnymi wcześniejszymi zapowiedziami Netanjahu, oczywiście wszystkie nakazy zlekceważył, co jednak nie umniejsza powagi decyzji MTS ani powagi tej sprawy. (O czym postaram się napisać osobny esej).
Enter Germany
Kilkadziesiąt państw (z osobna, jak i całe ich bloki: Liga Państw Arabskich oraz Organizacja Współpracy Islamskiej) oficjalnie poparło już oskarżenie wniesione do MTS przez RPA. Smutnym znakiem naszych czasów jest to, że nie ma wśród nich niemal żadnego państwa szeroko rozumianego Zachodu – w Unii Europejskiej jest tylko jeden wyjątek, maleńka Słowenia, która wspiera też inne, przygotowywane równolegle postępowanie przeciwko Izraelowi, jakie do MTS zamierza wkrótce wnieść Indonezja (w sprawie nielegalnej okupacji Terytoriów Palestyńskich).
Przedstawiciele administracji Joe Bidena w Waszyngtonie od samego początku wypowiadali się o południowoafrykańskim postępowaniu w sposób niemal równie obraźliwy, jak Netanjahu i jego banda, ale prawdziwy numer już 11 stycznia, w pierwszym dniu wysłuchań, wywinęły Niemcy, ogłaszając, że interweniują jako trzecia strona w obronie Izraela.
W poparciu Niemiec dla Izraela nie ma nic nowego – do tego wszyscy się już przyzwyczaili. Od dziesięcioleci Niemcy grzeszą w ten sposób myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Jak w rozmowie z aktywistą Frankiem Baratem i byłą prawniczką Autonomii Palestyńskiej Dianą Buttu zauważył profesor prawa międzynarodowego William A. Schabas, nie tylko niespodziewanym, ale po prostu dziwnym ruchem był natomiast sam manewr interwencji trzeciej strony po stronie strony oskarżonej. Statut Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości przewiduje interwencje w postępowanie stron trzecich, ale w celu przedstawienia zastrzeżeń formalnych do przedmiotu sprawy czy innej interpretacji zastosowanych definicji prawnych, a nie „w obronie” strony oskarżonej o zbrodnie przeciwko ludzkości.
Fakt, że ten dziwny pomysł Niemiec nie został wyrzucony do kosza, pokazuje stopień desperacji zachodnich mocarstw i ich elit: nie tylko ich wolę, by pomóc Izraelowi wyjść z cało z zawieruchy, które może stanowić początek końca międzynarodowej legitymizacji tego państwa, ale też by światowy porządek prawa międzynarodowego, co prawda nigdy wolny od hipokryzji i podwójnych standardów, przekształcił się teraz w już nic więcej jak bezwstydne narzędzie nagiej siły zachodnich mocarstw, naginających wszystkie zasady do własnych interesów bez żenady i ceregieli.
„Moralna wrażliwość” Niemiec
W publicystyce polityczno-międzynarodowej (nie tylko w Polsce) panuje szkodliwa szkoła cudacznego chodzenia na palcach wokół niemieckiej polityki w odniesieniu do Izraela i Palestyńczyków. Niemcy wykazują się, według tej publicystycznej szkoły, „wyostrzoną wrażliwością”, bo tak bardzo się czują winne i odpowiedzialne za swoją historię, przede wszystkim za swój niegdysiejszy zbrodniczy antysemityzm, za hitlerowskie ludobójstwo europejskich Żydów. Tak znakomicie i pracowicie „przepracowały swoją historię”, że są teraz bardziej na to wszystko wrażliwe niż my wszyscy – reszta świata – razem wzięci.
Ergo, znowu się stali „lepsi od innych”, tylko znaleźli sobie nowy sposób. Po największych zbrodniach w historii Europy odczuwają teraz za nie największy, najpiękniejszy i najbardziej czynny żal.
Więc nawet kiedy Izrael dokonuje ludobójstwa, to Niemcy na wszelki wypadek widzą go jako ofiarę ludobójstwa, żeby dmuchać na zimne – i czyni to Niemcy nie ślepymi na aktualne wydarzenia, ale właśnie bardziej moralnie przenikliwymi od wszystkich tych, którzy mieliby jakieś małostkowe zastrzeżenia do np. wymordowania 30 tys. ludzi, and counting. (Gdy piszę te słowa, Ministerstwo Zdrowia w Gazie podaje jako liczbę ofiar ponad 27 tys. osób, ale jest to liczba osób odnalezionych i zidentyfikowanych; szacuje się, że pod gruzami na odnalezienie oczekuje kolejne 8 tys. ciał).
W ciągu ostatnich miesięcy, nawet w obliczu bezprecedensowej skali i intensywności zbrodni Izraela w Strefie Gazy, publiczne formy wyrażania solidarności z Palestyńczykami, są w Niemczech kryminalizowane i zwalczane jako rzekomy antysemityzm. Każde publiczne zgromadzenie, na którym mogą się znaleźć flagi Palestyny, jest ryzykowne. Osoby publiczne tracą zatrudnienie lub zmuszane są do rezygnacji za wyrazy sympatyzowania ze sprawą palestyńską, nawet wygrzebane sprzed wielu lat. Instytucje kulturalne wykluczają artystów, którzy się solidaryzują z Palestyńczykami, odbiera się im nagrody (Adanii Shibli na Targach Książki we Frankfurcie, właściwie za samo to, że jest Palestynką i opowiada palestyńską historię), usuwa się ich z przestrzeni wystawowych, anuluje koncerty. Instytucjom, które śmiałyby odmówić udziału w tym rasistowskim – choć pozującym na antyrasistowskie – polowaniu na czarownice, odbiera się publiczne finansowanie. Już kiedyś o tym pisałem, ale dzisiaj jest tylko gorzej.
Oczywiście izraelskie grupy lobbingowe wysiłków tego rodzaju nie ograniczają tylko do Niemiec, ale nigdzie – nawet w Stanach Zjednoczonych, gdzie lobby to jest szczególnie wpływowe – nie dzieje się to na taką skalę, tak skutecznie i w warunkach równie szerokiego, niemal jednomyślnego konsensusu elit.
Trudno o lepszy przykład manifestacji skali jednomyślności tego konsensusu niż zachowanie Ursuli von der Leyen, prezydentki Komisji Europejskiej. Jej zaskoczenie, że komukolwiek nie podobało się natychmiastowe poparcie udzielone przez nią w październiku Izraelowi w imieniu całej Unii Europejskiej, której nigdy nie zapytała o mandat do takich deklaracji, było z całą pewnością szczere. Pochodzącej z niemieckich elit von der Leyen nie przyszło do głowy, że w sprawie Izrael-Palestyna mogą istnieć jakieś inne opinie, bo w Berlinie nigdy się z nimi nie spotkała. Wsparcie Niemiec dla Bibiego Netanjahu nie kończy się oczywiście na przysługach dyplomatycznych. Niemcy do dzisiaj sponsorują Tel Awiw pod pozorem reparacji za II wojnę światową (w której Izrael nie był stroną, bo jeszcze nie istniał), dozbrajają izraelską armię okupacyjną i robią z Izraelem różne inne interesy, wspierając w ten sposób gospodarkę ostatniej europejskiej kolonii na Bliskim Wschodzie.
Rzekome „poczucie odpowiedzialności za Holokaust” stanowi dla niemieckiej burżuazji i klasy politycznej wygodny parawan, za którymi mogą skutecznie i fotogenicznie chować swoje prawdziwe motywacje. Niemiecka „wrażliwość w odniesieniu do Żydów” jest sposobem bezpiecznego, eleganckiego i rozgrzeszonego praktykowania rasizmu wobec Arabów i muzułmanów. Różni go od rasizmu wobec Żydów to, że jest tym, który w dzisiejszych czasach akurat ma realne polityczne znaczenie.
Marzenia i miłości niemieckiej burżuazji
Pewnie więcej niż z poczuciem winy w stosunku do Żydów, polityka ta ma jednak wspólnego z podziwem dla skuteczności nagiej siły, z jaką Izrael tak długo realizuje swoją rasistowską politykę. Niemieckiej burżuazji własny projekt tego rodzaju, III Rzesza, wytrzymał tylko kilkanaście lat. W oczach niemieckiej burżuazji, „państwo żydowskie” swoją rutynową przemocą i zdolnością utrzymywania opartego na niej porządku już przez trzy pokolenia, awansowało Żydów w szeregi rasy panów (a Żydzi na całym świecie, którzy nie identyfikują się z Izraelem czy wręcz go otwarcie potępiają, są z tego równania po prostu wymazani).
W swojej bezkrytycznej namiętności do Izraela niemiecka burżuazja kontynuuje, tylko bardziej wstydliwie i przez pośredników, swoje stare marzenia o systemie jawnej rasowej supremacji. Gdy jej własny projekt tego rodzaju (III Rzesza) poniósł porażkę i uległ historycznej kompromitacji jak mało który projekt polityczny w nowożytnej historii, niemiecka burżuazja szukała sposobów sublimowania tego swojego wciąż w skrytości żywionego marzenia wszędzie tam, gdzie ktoś znowu podobnych marzeń realizacji się z sukcesami podejmował.
W Republice Południowej Afryki, której reżim apartheidu był wspierany przez RFN do oporu, prawie do samego końca. Część zbrodni tamtego apartheidu stanowiła zresztą na swój sposób kontynuację zbrodni niemieckiego kolonializmu – Niemcy, zanim przeniosły kolonialne metody eksterminacji całych populacji do Europy, na celownik biorąc głównie Żydów, Romów, komunistów i homoseksualistów, w pierwszej dekadzie XX w. uczyły się, jak robić ludobójstwa w Namibii. Tam Niemcy wynalazły metody przemysłowych ludobójstw XX w. Południowoafrykański reżim apartheidu toczył z Namibią kolonialną wojnę, by wchłonąć ją w bezpośrednie ramy swojego reżimu rasowej supremacji.
Craig Murray, były dyplomata, pisarz i autor świetnego bloga politycznego, w przeciwieństwie do mnie dostał się na ławy dla publiczności w Pałacu Pokoju, bo czatował pod bramą już na wiele godzin przed świtem. Nabija się on z Niemiec, że cała ich interwencja w MTS to „roszczenie z tytułu praw autorskich”. Niemcy zgłaszają się w sprawie, bo ludobójstwo to ich patent i nikt nie będzie go ukręcał bez ich pozwolenia, nie wykupując licencji.
Do przyssania się aż tak do Izraela Niemcy musiały dojrzeć. Być może faktycznie gdzieś tam na początku było tam jakieś poczucie winy. No, trochę. Pewnie więcej wstydu (może za zbrodnie, a może za to, że im ta III Rzesza tak szybko upadła). Całkiem prawdopodobnie jednak Niemcy długo nie widzieli w Izraelu, malutkim bądź co bądź państwie, zaludnionym przez tych, których do niedawna widzieli jako podludzi, podmiotu reprezentującego potencjał rasowej supremacji. Izrael co prawda od początku był kolejną europejską kolonią na Bliskim Wschodzie, do tego od początku opartą na brutalnej przemocy w stosunku do rdzennej populacji (Palestyńczyków), więcej nawet – od samego początku był de facto reżimem apartheidu. Tyle że nikt go tak nie śmiał nazywać. Niemcy (zachodnie) źle rozumiany szacunek zaczęły pewnie do Izraela uczyć się odczuwać, gdy w latach 60. XX w. Mosad powybijał ich naukowców pracujących przy egipskim programie rakietowym rządu Nasera (operacja Damokles).
W Izrael swoje potrzeby wspierania gdzieś jakiegoś reżimu rasowej supremacji Niemcy zainwestowały ze zdwojoną siłą, gdy apartheid rozłożył się w RPA (a Niemcy zachodnie i wschodnie przeprowadziły zjednoczenie). Paradoksalnie (albo wcale nie) w okresie, kiedy zaczynano nieśmiało mówić, że porządek władzy w Izraelu właściwie niewiele różni się od porządku panującego w latach 1948-1990 (albo że się różni, w sensie: jest jeszcze gorszy).
Coraz bardziej bezkrytyczne i bezwarunkowe niemieckie wsparcie dla Izraela jest oczywiście częścią tendencji obejmujących cały obóz Zachodu – w tym tego, że Izrael stał się tym reżimem, który rozwija i testuje (na Palestyńczykach) technologie brutalnej pacyfikacji pozbawianych praw populacji. Eksperymentom tym przygląda się z zainteresowaniem i nadzieją coraz więcej rządów na Zachodzie, z przyzwyczajenia wciąż nazywanych liberalnymi demokracjami. Jak pisałem już w 2014 r., w przemocy, której metody Izrael rozwija na Palestyńczykach, elity ekonomiczne i polityczne na całym Zachodzie widzą nadzieję na własne przetrwanie, na utrzymanie władzy pomimo nawarstwiających się i piętrzących się kryzysów globalnego systemu ekonomicznego, na którym żerują (kryzys akumulacji kapitału, kryzysy rentowności kolejnych gałęzi gospodarki, kryzys klimatyczny, kryzysy migracyjne, koniec „taniej natury”, itd.). Ich ślepy sojusz z Izraelem oparty jest na tym, że liczą, że się od niego nauczą takich metod panowania nad wykluczonymi populacjami, zanim nastąpi całkowite załamanie systemu.
W tym sensie niemieckie wsparcie dla Izraela jest oczywiście częścią szerszych procesów zachodzących w całym bloku Zachodu (z nielicznymi wyjątkami w postaci Irlandii czy Hiszpanii, zgłaszających votum separatum). Również rasizm nie jest, oczywiście, specyficznie niemieckim wynalazkiem a główną ideologią kapitalizmu w ogóle (od momentu jego narodzin na przełomie XV i XVI w.). Niemniej jednak szczególne wyżyny i poziom jednomyślności panującej w tym temacie w Niemczech stanowią jakość samą w sobie i wytłumaczalne są jedynie specyficznymi historycznymi inklinacjami niemieckiej burżuazji. Najwyższy czas przestać przypisywać tej polityce i postawie Berlina szlachetne motywacje, których w nich nie ma ani za eurocenta.
Skutki uboczne
Dlatego na wybryk Niemiec, jakim było wystąpienie „w charakterze trzeciej strony”, a zarazem „w obronie Izraela” spotkał się z tak niespotykanie niedyplomatyczną reakcją prezydenta Namibii, Hage Geingoba, który nazwał ten ruch „szokującym”. Nieznacznie parafrazując jego wypowiedź: Niemcy, jako państwo o zbrodniczej kolonialnej historii, które nie odpokutowało wciąż swoich ludobójstw w Namibii, powinny się zamknąć w sprawie Izraela. W przeciwieństwie do Izraela, który do dzisiaj dostaje od Niemiec reparacje za II wojnę światową (w której nie był stroną), Namibia ani poszkodowane ludy Herero i Nama nie doczekały się nigdy od Niemiec złamanego grosza. Niewykluczone, że proizraelską chucpę Niemiec w MTS zmobilizuje Windhoek do wniesienia tam w końcu pozwu przeciwko Berlinowi.
Innym skutkiem ubocznym jest nowy front w kampaniach bojkotu kulturalnego. Dotychczas, w ramach kampanii solidarnościowej Boycott, Divestment, Sanctions (BDS), odpalonej w 2005 r., bojkotowano wspierane przez Państwo Izrael instytucje i wydarzenia kulturalne, sponsorowanych przezeń artystów, izraelskie uniwersytety (bo współpracują z izraelską armią i przemysłem zbrojeniowym), instytucje kulturalne mające swoje siedziby w nielegalnych osiedlach izraelskich zbudowanych na rabowanej Palestyńczykom ziemi, izraelskich wydawców, którzy nie publikowali palestyńskich autorów, itd. W ostatnich tygodniach otworzono nowy front w tej walce: bojkot niemieckich instytucji kulturalnych. Przyłączyli się już i nawołują do niego nie tylko prominentne postaci kultur arabskich (palestyński poeta Mohamed El-Kurd, libański wokalista Hamed Sinno), ale nawet najnowsza francuska laureatka literackiej Nagrody Nobla Annie Ernaux (pełna lista sygnatariuszy tutaj).
Jarosław Pietrzak
Rzuć też okiem na Soho Stories.
Jestem na Facebooku i Twitterze (pardon, X).
Na zdjęciu nad tekstem: Pałac Pokoju, siedziba Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze (11 stycznia 2024 rano, przed rozpoczęciem się pierwszego posiedzenia w sprawie Republika Południowej Afryki vs Izrael)