Są znaki – na niebie i ziemi – że nie.
Tak przekonuje wybitny izraelski (pracujący jednak od dawna w Wielkiej Brytanii) historyk Ilan Pappé, w Polsce znany przed wszystkim jako autor Czystek etnicznych w Palestynie. Dosłownie dopiero co miała miejsce premiera jego najnowszej książki, Lobbying for Zionism on Both Sides of the Atlantic („Lobbowanie na rzecz syjonizmu po obydwu stronach Atlantyku”).
W swoim tekście The Collapse of Zionism, opublikowanym na łamach Sidecar, „internetowego dodatku” do pisma „New Left Review”, Pappé przekonuje, że projekt syjonistyczny w Palestynie – projekt narzucenia tam przemocą państwa żydowskiego pod kuratelą Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, wkroczył właśnie w początkowe stadium własnego końca. Na łamach VivaPalestyna.pl ukazał się mój przekład tekstu wybitnego historyka.
Pappé rysuje przegląd sześciu symptomów wskazujących na to, że osadnicze, kolonialne państwo w Palestynie jest już w stadium ostatecznego kryzysu: kryzysu, który położy mu kres.
Do sześciu symptomów, które wymienia i opisuje, sam zrobiłbym dopisek – albo jako oznakę numer siedem, albo jako uzupełnienie do jego obserwacji o kryzysie izraelskiej armii (i jej reputacji wewnątrz kraju). Mam na myśli coś poza oceną jej zdolności bojową, poza tym, czy Izraelczycy mogą na niej polegać i czy daje ona faktycznie radę w boju. Mam na myśli spektakularnie zdemoralizowane zachowanie szeregowców tej armii w równanej – po 7 października – z ziemią Gazie.
Nie chodzi tylko o to, ile obrzydliwych zbrodni popełniają, jak bezcelowo i po nic to robią, że za przyzwoleniem swoich dowódców, ale też – jak bezwstydnie się tymi zbrodniami chwalą za pośrednictwem swoich kont w serwisach społecznościowych, niepomni tego, że przecież wytwarzają i publikują dokumentację własnych zbrodni wojennych. Znakomity esej na ten temat, autorstwa Mary Turfah, opublikował The Baffler. Kiedy już wrócą z frontu, nie usuną tej dokumentacji tak łatwo z internetu: jest ona szeroko kopiowana i archiwizowana, zbierają ją także instytucje prawa międzynarodowego, z Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości i urzędem prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego na czele.
Masowo publikowane przez izraelskich żołnierzy dowody własnych zbrodni są tak bulwersujące i obsceniczne, że eksperci uważają ten masowy fenomen za zjawisko bez precedensu w historii działań wojennych. Oczywiście, na wojnach zawsze popełniane są zbrodnie, strony za nie odpowiedzialne dokładają jednak starań, żeby je w miarę możliwości ukrywać, żeby im w zaparte zaprzeczać, żeby podważać materiał dowodowy. Izrael – państwo, dowództwo wojskowe i społeczeństwo w ogóle – uprawia tymczasem istną orgię pokazywania światu, co jego spuszczeni na Gazę chłopcy wyczyniają on the ground. Uważam, że to symptom postępującej bardzo szybko erozji ideologii trzymającej cały projekt o nazwie Izrael do kupy.
Owszem, to się bierze z ich poczucia siły i bezkarności, zapewne także zachęt ze strony dowódców. Owszem, to kulminacja powszechnych w Izraelu dyskursów dehumanizujących Palestyńczyków. Ale to, że te zbrodnie są nie tylko popełniane, ale też niemal „reklamowane” całemu światu, żeby ich nie przegapił, to zupełnie nowy poziom demoralizacji i świadczy on o tym, że nikt już nie dba o pozory, nie troszczy się o zabezpieczanie legitymizacji nie tylko ostatecznego wyniku „wojny z Hamasem”, ale projektu syjonistycznego w ogóle. Siła i pycha, jakimi te internetowe materiały epatują, są powierzchowne. Za tą cienką i nieszczelną powierzchnią pęcznieje totalny i ostateczny kryzys ideologii „państwa żydowskiego”.
Jarosław Pietrzak