Dzisiaj dzień coming outu, więc postanowiłem z tej okazji wygrzebać coś z czasów, kiedy próbowałem pisać scenariusze filmowe. Z żadnego z nich nigdy ostatecznie nic nie wyszło, ale szczególnie trudno było mi zrobić cokolwiek (nawet złożyć go gdzieś do rozpatrzenia) z tekstem pt. Wychowanie fizyczne. Może kogoś zainteresuje, może komuś się przyda. Tekst jest z roku 2008. Jest w temacie.
Załączam go tutaj w postaci pliku PDF. Jest to treatment, czyli, jak mawiali starożytni Czechosłowacy, „nowela filmowa”, a więc fabuła nie rozpisana jeszcze do końca na precyzyjne sceny. Wymagałoby to z pewnością jeszcze wiele pracy (dodatkowy research, dialogi), ale była to jedna z najlepszych, jeżeli nie najlepsza z moich projektów fabularnych pomyślanych jako scenariusze filmowe.
Jednak zupełnie nic mi się z tym nie udało zrobić i obawiam się, że wszystkie te trudności podsumowuje: „Czy Pietrzak musi cały czas pisać o homoseksualistach?” – autentyczny cytat z jednej z recenzji eksperckich, które odrzuciły któryś mój projekt złożony dawno, dawno temu w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej.
Teraz, kiedy liberałowie, w tym ich flanka kulturalna, żeby się symbolicznie odróżnić od PiS-u, stroją się w piórka sojuszników i obrońców społeczności LGBT+ przed najazdami prawicy katolicko-narodowej, nie zapominajmy, proszę, że komuś to zawdzięczamy, że w dużym kraju w samym środku Europy, dwie dekady w XXI wiek, społeczność LGBT+ to są dla milionów ludzi wciąż zupełnie nieoswojeni obcy i zboczeńcy.
Komuś to zawdzięczamy, że tak łatwo można nas obrócić w kozły ofiarne i generować nagonki. Komuś to zawdzięczamy, że przez 30 lat Polski post-transformacyjnej Polacy tylko kilka razy mieli możliwość spotkać na dużym lub małym ekranie, albo na kartach literatury, jakiekolwiek nieheteronormatywne a mówiące językiem polskim postaci – a co dopiero postaci, przez które my, nienormatywni, moglibyśmy opowiedzieć się sami, zamiast być skazanymi na narzucone nam homo- i inne queer-fobiczne stereotypy.
To tacy właśnie „liberałowie” przez ćwierć wieku trzymali kontrolę nad polską kulturą, jej instytucjami, jej obiegiem. Nad wydawnictwami, które nigdy nie wydały gejowskiej powieści, chyba że raz na parę lat jakiś przekład, za który zapłaciła ambasada właściwa dla języka źródłowego. Nad studiami filmowymi i stacjami telewizyjnymi, które odrzucały wszystkie scenariusze o ludziach takich jak my, no chyba, że potwierdzały coś, o czym podobno słyszała Ilona Łepkowska. Nad publicznymi instytucjami, których komisje mogły otwartym tekstem odrzucać projekty, bo są „o homoseksualistach” – i nie było dokąd się od takiej dyskryminacji odwołać. Ja próbowałem u Ministra Kultury, wówczas także liberała, Bogdana Zdrojewskiego – jakże by inaczej, nie widział powodów do interwencji, ani do niepokoju.
Marzy mi się, żebyśmy się już nigdy na tę „liberałów” przyjaźń nie nabrali. PiS rozpętał wymierzoną w nas kampanię bezprecedensowej agresji, ale mogło się to udać tylko dzięki ćwierćwieczu żmudnej pracy liberałów przygotowujących grunt.
Bogini, chroń nas przed takimi przyjaciółmi – łatwiej nam będzie bronić się przed zdeklarowanymi wrogami.
Jarosław Pietrzak