Bô mec

Qu’il est beau ! Dostrzegam go od razu, drzwi jeszcze nie zdążyły się za nim zamknąć. Quel homme ! la vache ! – to w myślach wszystko, nic nie mówię, choć mam ochotę rzucić mu głośno jakieś Hey handsome! Poluję zza baru na jego spojrzenie.

Solidnego wzrostu, mniej więcej mojego, co najmniej 180 cm, więcej. Może odrobinę ode mnie wyższy, a może tylko tak się wydaje, bo tak byczej postury. Zgrabnie wąski w pasie, opięty dżinsami doskonale przylegającymi do muskulatury jego pośladków i ud – putain, quelles cuisses! – czarna skórzana kurtka na szerokich, silnych barkach. Trochę zroszona, błyszczy perełkami drobnego deszczu, podobnie jak jego krótkie gęste blond włosy, które pewnie miałyby tendencję do rozwijania się w falującą grzywę, gdyby im pozwolił rosnąć.

O tej porze pub jest zawsze busy, stoliki zajęte. Nie ma wyjścia, musi usiąść na wysokim stołku przy barze. Chyba mu nie zależy na tym, żeby był obok wolny stołek: na nikogo więc nie czeka, jest sam. Może dlatego sprawia wrażenie smutnego, może zadumanego, rozczarowanego.

Czytaj dalej

Koniec irromansu

— Co to za jeden? Powiedz mi coś o nim.

Polewa nam wina, to już koniec karafki. Siedzimy w Princi, włoska kantyna przy Wardour Street. To najkrótszy dystans, na jaki Medhat może się zbliżyć do epicentrum Soho. Przebywanie tutaj jeszcze nie znaczy, że koniecznie jesteś homo. Ale tym razem jest tak rozgoryczony, że nie przeszkadza mu, że tak tuż przy nas siedzą ludzie. Że mogą słyszeć więcej niż strzępy naszej rozmowy. Jesteśmy tutaj, bo kolejka do Banana Tree była zbyt długa. Było postanowione, że musimy odbyć poważną rozmowę, a ponieważ takiej się nie da odbyć w kolejce, staliśmy dwadzieścia minut w milczeniu i zrobiło się to nie do zniesienia. No więc porzuciliśmy kolejkę i przyszliśmy tutaj.

Siedzimy pod ścianą, nie twarzą w twarz jeden do drugiego, ale bokiem, na ukos, pod ścianą, pod którą biegnie kamienna rynna wody z malutkimi kranami-fontannami wytryskującymi ze ściany. Akurat tutaj były wolne miejsca.

— Co ci powiedzieć?

— Jak ma na imię?

— Hector.

— Skąd jest?

— Z Kolumbii.

— Latynos, no tak – kiwa dziwnie głową. – Lepszy ode mnie w łóżku?

— Nie o to chodzi – wzdycham. – Wiesz o tym.

— Lepszy ode mnie w łóżku? – powtarza, oddychając ciężko.

— Nie.

Nie kłamię. Nikt w moim życiu nie był lepszy w łóżku niż Medhat. Samo to, że potrafię doświadczyć rozkoszy – kiedyś nie potrafiłem, tak byłem zablokowany – zawdzięczam Medhatowi. Medhat jest najwspanialszym, co mi się w życiu zdarzyło – dopóki nie spotkałem Hectora. Ale z Hectorem to dopiero początek.

Czytaj dalej

Nirvaan dostępny w e-booku


Moja powieść pt. Nirvaan dostępna jest od niedawna także w formie e-booka:

Obecny nakład papierowy zbliża się do wyczerpania. Lista miejsc, w których dostępne są ostatnie egzemplarze papierowe z tego nakładu, znajduje się tutaj.

Pierwsze cztery rozdziały w pliku PDF: można wybadać tutaj.


Jestem na Facebooku i Twitterze.

Nirvaan – fragment mojej powieści (plik PDF)

Czasy nie są wesołe. Ale pomimo – a kto wie, może właśnie dlatego – ktoś chciałby jednak, na przykład w którymś z wolnych dni wiosny i lata, oderwać się od takich czasów i sprawdzić początek mojej powieści.

Pierwsze cztery rozdziały (całość liczy ich 30, na 428 stronach) Nirvaana dostępne są tutaj, w serwisie Gumroad. Zostaną stamtąd wysłane w pliku PDF na wskazany adres email.

Powieść w całości dostępna jest w tych miejscach:

Pobierz fragment (pierwsze 4 rozdziały) mojej powieści.

Ilustracja u góry strony: fragment rysunku Łukasza Zaręby pt. Nirvaan

Jestem na Facebooku i Twitterze.

Mój Dżihad

Pociąg staje, pod ziemią. Nie wiem nawet, gdzie dokładnie – czytałem Diunę, pierwszy raz w życiu coś tak długiego po angielsku, musiałem się skupić – szarpnęło wszystkimi, zaraz potem znieruchomienie, cisza, rozglądanie się wkoło. Przez okna wagonu widać tylko ściany ciemnego tunelu – albo jesteśmy między stacjami, albo tuż przed jakąś. Na pewno gdzieś w centrum albo na West Endzie, bo za głęboko, dużo za głęboko, żeby telefon łapał zasięg.

Cisza. Dłuższa chwila. Gasną światła, potem mrugają nieznośnie, stabilizują się z powrotem. Komunikat, pociąg na chwilę zatrzymany.

Kilka minut później – jeszcze jeden komunikat. Wciąż zatrzymany, nie wiadomo, na jak długo. Żadnych konkretów, tylko wrażenie – coś się stało.

Już bez tego byłem spóźniony. Prysznic trzy razy dłużej niż normalnie. Kilka razy się przebierałem, musiałem usiąść, żeby się opanować, a jak już usiadłem, to chyba z pół godziny się nie ruszałem. Strach zamroził moje spojrzenie na przypadkowym punkcie na ścianie. Nawet nie punkcie – gdzieś pośrodku szerokiej plamy ściany, bez nawet punktu z prawdziwego zdarzenia.

Teraz – dopełnienie katastrofy.

Już pół godziny stoimy. Końca nie widać.

Patrzę na telefon, sam nie wiem, który już raz. Jakbym naprawdę wierzył, że mógł odzyskać zasięg. Wagon nie ruszył nawet o milimetr. Nic się nie zmieniło, żadnych nowych wiadomości, żadnych notyfikacji, żadnych aktualizacji, zero zasięgu.

Kolejne ogłoszenie z kabiny kierowcy: wypadek transportowy. Co to znaczy – wypadek transportowy?

W telefonie moja konwersacja z J. – J. Grindr, tak go zapisałem, bo stamtąd go „znam”; jak naprawdę ma na imię? – kończy się na mojej do niego wiadomości. Napisałem ją jakby w ostatniej chwili, zanim wjadę pod ziemię, jakbym, cholera, wiedział, że zaraz utkwię tu na Bóg wie, ile. „Jestem nieśmiały”. To ta ostatnia wiadomość. Zdążyłem się jeszcze dowiedzieć, że odebrał i przeczytał – WhatsApp, dwa „ptaszki”, kolor błękitny.

Pewnie już dawno coś odpowiedział, ale co? Co myśli o tym, że to ostatnia rzecz, jaką napisałem od ponad godziny? Trochę głupie, jak na ostatnią wiadomość. Mogłoby na przykład znaczyć „Jestem zbyt nieśmiały, jednak nie przyjadę, sorry”. Oczywiście, jestem tak cholernie, kurwa, nieśmiały, że do tej chwili nie ufam sobie, że do niego dojadę, dojdę do jego drzwi i do nich zadzwonię. Ale naprawdę miałem takim zamiar, podjąłem ogromny wysiłek, żeby tam do niego dotrzeć. Żeby pokonać tę pizdę, tego tchórza w sobie.


Tak zaczyna się piąta z Soho Stories. Po całość – zajrzyj tutaj.

„Nirvaan” w księgarni „Le Monde diplomatique”

Moja powieść pt. Nirvaan jest do nabycia w internetowej księgarni Instytutu Wydawniczego Książka i Prasa oraz polskiej edycji pisma „Le Monde diplomatique”. W dwóch opcjach:

Do nabycia także w dwóch księgarniach:

Osoby znajdujące się poza Polską, które chciałyby zapłacić kartą, najłatwiej mogą Nirvaana zamówić bezpośrednio u mnie. Wysyłka wszędzie w Europie wliczona już w cenę.

Jestem na Facebooku i Twitterze.

Druga szansa, druga szansa

Trochę się to wydłużyło, ponieważ miałem niespodziewane i przedziwne problemy ze zdrowiem, ale oto jest, wylądowało. Czwarte opowiadanie/mikropowieść z cyklu pod roboczym szyldem Soho Stories. Spotkacie w nim dwie postaci z poprzednich historii. Tiberiu był już nawet w tytule opowiadania Harvinder i Tiberiu. Teraz przewinie się przez imprezę u Pankaja et al., tego samego Pankaja, który żegnał głównego bohatera na imprezie w Przyjacielu z Kairu. Ale to nie o nich, tak naprawdę.

Druga szansa, druga szansa ma swoją stronę tutaj. A pobrać je (te szanse, bo są dwie) można tutaj.

A zaczyna się tak:

Czytaj dalej

Nirvaan

Pamiętam, że wzrok mi uciekał w stronę twoich dłoni, były przepiękne. O niezwykle długich palcach, ale jak harmonijnie długich, bo w tak doskonałą całość układały się z twoim wzrostem — byłeś ode mnie kilkanaście centymetrów wyższy. Paznokcie były duże, płaskie, zdecydowanie zaokrąglone na końcach i doskonale gładkie. Nie potrzebowałem więcej czasu, już wiedziałem, że chcę, by te dłonie, te palce mnie dotykały. Ty jednak spłoszyłeś się wędrówką moich oczu jak mały chłopiec, przy twoim wzroście było to rozczulające — schowałeś obie dłonie pod pachy. Strasznie mi wysychają, powiedziałeś, bo tu jest tak zimno.

[…]


Przysunąłem się jeszcze bliżej. Raz kozie śmierć, przecież zaprosiłeś mnie na noc, byłem już w twoim łóżku. Jeśli będę czekał na twoją inicjatywę, mogę czekać do końca świata. Pocałowałem cię nieśmiało, bałem się, że serce bije mi za głośno, że to aż śmieszne, jak bardzo jestem podniecony. Czekałeś na to, a jednocześnie byłeś zaskoczony, że to się w końcu stało. Byłeś zaskoczony, ale nie stawiałeś oporu. Nie stawiałeś oporu, ale trwałeś jak sparaliżowany w oczekiwaniu co dalej. Po chwili zamknąłeś jednak laptopa i odłożyłeś go na szafkę nocną obok łóżka. Wykonałeś więc wreszcie jakiś gest na potwierdzenie, że tak, chcesz tego, Fuck the photos from Durban, powiedziałeś.

Nie wykonałeś jednak żadnego innego gestu. Wszystko zależało teraz całkowicie ode mnie i czułem się z tym nieswojo. […]

Czułem się z tym nieswojo, bo wyglądało na to, że najlepiej by było, gdybym to ja wziął ciebie z odwagą i energią, z jaką brał mnie Bala — a ja tej odwagi nie miałem. Cały w lęku, że to nie rola dla mnie, że się nie sprawdzę, że się nie nadaję, że będę do niczego. Czułem się z tym nieswojo, bo leżałeś jak kłoda, bezwładnie wyczekując, co się teraz stanie. Jakbym mógł ci zrobić coś złego. Pragnąłem cię, pragnąłem znaleźć szparę w tym kokonie, w którym byłeś zamknięty, szparę, przez którą mógłbym dostać się do środka, do ciebie, uwolnić cię, ale miałem wrażenie, że nie potrafię do takiej szpary dotrzeć. Zacząłem cię całować — ostrożnie. Zdjąłem okulary, nie chciałem się podnosić, żeby je odłożyć na nocną szafkę, jakbym się bał, że jak się ruszę, to cię stracę. Wziąłeś je ode mnie i odłożyłeś na szafce po swojej stronie. Tak, dostałem się wreszcie tak blisko twoich oczu Arjuna Rampala. Były otwarte. Chciałem w nich zatonąć. Ich głęboka czerń spoglądała na mnie wyczekująco i z lękiem. What were you afraid of? Me? To ja się bałem, nie wiedziałem, jak się z tobą obchodzić po tym, co mi dzisiaj powiedziałeś. Poczułem suchą niepewność twoich ust. Udzieliłem im wilgoci moich własnych, głodnych ciebie. Odnalazłem twój język, który nieśmiało zaczął odpowiadać na działania mojego. Na dolnej wardze czułem ciche łaskotanie twojej bródki, tej cudownej czarnej kępki. Moje palce dotknęły najpierw skóry na twoim policzku, ostrożnie, jakbym się bał, że coś uszkodzę, tak była gładka i piękna — Djamel miał podobną, ale jego nie mogłem nigdy tak dotknąć. Kiedy przestałem się aż tak obawiać, przejechałem kciukiem tuż pod twoim okiem, potem dotknąłem nim twojej brwi. Jakbym potrzebował się upewnić, przez kontakt z różnymi fakturami, że to się dzieje naprawdę, naprawdę dotykam cię w taki sposób, naprawdę jesteś wreszcie mój, tak blisko. Wtedy moje palce podążyły do góry, zanurzyły się w twoich kruczoczarnych włosach, gęstych i naturalnie miękkich, tylko sztucznie czymś utwardzonych. Były matowe, delikatne. Pieszczota palców przywracała im miękkość.

[…]


To są dwa króciutkie fragmenty. Trochę dłuższe można znaleźć tutaj. Całość – w postaci książki! – w październiku. Można ją zamówić w przedsprzedaży tutaj.

Jestem na Facebooku i Twitterze.

Rzuć okiem na moje opowiadania i/lub mikropowieści pod roboczym wspólnym tytułem Soho Stories.

Nirvaan w przedsprzedaży

Moją pierwszą powieść – zatytułowaną Nirvaan – można już zamawiać w przedsprzedaży.

Zachęcam do wybrania tego sposobu, ponieważ ułatwi mi on zaplanowanie nakładu.


My real name is Nirvaan, powiedziałeś – i już w tym momencie mnie złowiłeś, byłem cały twój, imię równie piękne jak jego właściciel. Jak nirwana?


Cena w przedsprzedaży zawiera już w sobie koszty wysyłki w Europie. Osobom, które zamówią egzemplarz w przedsprzedaży, wyślę w tym samym czasie, co wszystkim tym, którzy swoje zamówienie złożyli za pośrednictwem zbiórki na Kickstarterze – niezwłocznie po odbiorze książki od drukarza, co ma mieć miejsce w październiku.

Zamówienia złożone później, kiedy będę już z powrotem w Holandii, mogą mieć nieco wyższe koszty przesyłki do Polski. Tym bardziej zachęcam.

Nie wiem jeszcze, czy książka będzie dostępna w księgarniach. Jeżeli znasz księgarza, którego mogłoby to zainteresować, lub sam nim jesteś – skontaktuj się (lub jego/ją) ze mną.

Zamów egzemplarz Nirvaana

Hipnotyzujące spojrzenie, które widzicie u góry strony, to fragment rysunku mojego przyjaciela Łukasza Zaręby zatytułowanego Nirvaan, który znajdzie się na okładce zaprojektowanej przez Krzysztofa Ignasiaka, który kiedyś zaprojektował już okładkę mojej pierwszej książki (Smutki tropików, 2016).

Jestem na Facebooku i Twitterze.

Rzuć okiem na moje opowiadania i/lub mikropowieści pod roboczym wspólnym tytułem Soho Stories.

Soho Stories

Soho Stories to roboczy, zapewne tymczasowy tytuł czegoś, co mam nadzieję rozrośnie się do większego cyklu, albo może raczej… konstelacji?

Taki parasol, pod który trafią opowiadania o homoseksualnych bohaterach, których (różne, z różnych miejsc, w różnych kierunkach prowadzące) drogi i (różne) struktury pożądania (stąd roboczy podtytuł: Tops / bottoms / versatiles; a może właśnie to powinien być tytuł?) krzyżują się gdzieś w Londynie, w pierwszych dekadach XXI wieku, naszych czasach współczesnych.

Jeżeli napiszę ich dosyć, to spróbuję zmaterializować ostateczną formę, jaką chciałbym, żeby przybrały – ale do tego najlepiej, żeby ich było chociaż tuzin. Hipertekstowej plątaniny, którą można zaczynać od różnych punktów startowych, od różnych historii, i w różnej je czytać kolejności, w komplecie albo w dowolnym wyborze, i na różne sposoby po niej nawigować, przechodząc od jednego bohatera czy narratora do innego. Plątaniny, w której opowiadania się krzyżują i przecinają, narrator lub główny bohater jednej opowiastki pojawia się na drugim planie innej, albo przedmiot pożądania protagonisty jednej jest narratorem innej, i tak dalej, i tym podobne.

Jeżeli będę widział zainteresowanie historiami już się pojawiającymi, doda mi to, oczywiście, gazu i odwagi w rozwijaniu, rozbudowywaniu całej “plątaniny”, więc zaglądajcie, podawajcie dalej.

Czytaj dalej