Bô mec

Qu’il est beau ! Dostrzegam go od razu, drzwi jeszcze nie zdążyły się za nim zamknąć. Quel homme ! la vache ! – to w myślach wszystko, nic nie mówię, choć mam ochotę rzucić mu głośno jakieś Hey handsome! Poluję zza baru na jego spojrzenie.

Solidnego wzrostu, mniej więcej mojego, co najmniej 180 cm, więcej. Może odrobinę ode mnie wyższy, a może tylko tak się wydaje, bo tak byczej postury. Zgrabnie wąski w pasie, opięty dżinsami doskonale przylegającymi do muskulatury jego pośladków i ud – putain, quelles cuisses! – czarna skórzana kurtka na szerokich, silnych barkach. Trochę zroszona, błyszczy perełkami drobnego deszczu, podobnie jak jego krótkie gęste blond włosy, które pewnie miałyby tendencję do rozwijania się w falującą grzywę, gdyby im pozwolił rosnąć.

O tej porze pub jest zawsze busy, stoliki zajęte. Nie ma wyjścia, musi usiąść na wysokim stołku przy barze. Chyba mu nie zależy na tym, żeby był obok wolny stołek: na nikogo więc nie czeka, jest sam. Może dlatego sprawia wrażenie smutnego, może zadumanego, rozczarowanego.

Wymacawszy pod blatem baru mały metalowy wieszak, zdejmuje z pleców tę czarną skórę i wiesza ją tam. Zostaje w swetrze, pięknym jasnoszarym swetrze z jakiejś dobrej wełny, otulającym piękne łuki i wcięcia jego muskularnych ramion. Z bliska widzę, że jest doskonale gładko ogolony. Na jego dłoniach – silnych, kanciastych dłoniach o dużych, mocnych palcach – lśni aż pięć różnych pierścionków, srebro, złoto, bez kamieni, jedne wąziutkie, inne grubsze, z ornamentem, gładkie. Jak obrączki, ale nie obrączki, bo na innych palcach, jeden na kciuku. Gej, który by tak dobrze, tak męsko wyglądał jak on, na pewno by się właśnie tak ubierał – żeby było widać te bicepsy, tę klatę. I mógłby nosić takie błyskotki, żeby jeszcze bardziej na siebie zwracać uwagę. Ale to jeszcze nie znaczy, że heteryk też by się tak nie nosił, skoro już wkłada tyle wysiłku, czasu i dyscypliny w budowę i utrzymanie takiej sylwetki. Fifty-fifty.

W końcu spogląda w moją stronę. Robię dwa kroki ku niemu, uśmiecham się znowu.

What can I get you, thoughtful traveller? – pytam, nie próbując pokonywać tego mojego francuskiego akcentu, może mu się wyda cute.

Uśmiecha się szeroko, chyba go rozbawiłem.


Tak zaczyna się siódma z Soho Stories. Po całość – zajrzyj tutaj.

Jestem na Facebooku i Twitterze.