fragment opowiadania w całości dostępnego tutaj
Akurat teraz – Paul zniknął. Akurat, kiedy wziąłem się w garść i powziąłem wreszcie postanowienie, że do niego zagadam, dokładnie dzisiaj. Już po treningu, snuję się po dżymie, udaję, że robię jeszcze jakieś ćwiczenia na maszynach, już chyba pół godziny. W nadziei, że na Paula gdzieś wpadnę. W poniedziałki wieczorami zwykle pracuje, ale dzisiaj nigdzie go nie widać.
Z tego wszystkiego przez cały tydzień, aż do soboty, przychodzę na siłkę każdego dnia, jak nigdy. Choć powinno to zwiększyć moje szanse, że w końcu na Paula wpadnę – jego ciągle nie ma. Wieczorami Paul miał niemożliwy do przewidzenia grafik – trener osobisty, wszystko mu się często zmieniało, w zależności od potrzeb klientów, jeden klient kończył swój cykl, na inną porę zapisywał się następny, ktoś w ostatniej chwili prosił o zmianę terminu. Widocznie w tym tygodniu wszystko musiało mu się pozmieniać. Paul prowadził w tygodniu kilka zajęć grupowych, ale wszystkie przed szóstą, więc nie mogę się na nich stawić, pracuję od poniedziałku do piątku do szóstej, i daleko stąd.
Ale w soboty nie pracuję. W soboty o 10 rano Paul prowadzi swoją Bootcamp Class. Wielkim wysiłkiem wstaję w sobotę rano o tak wczesnej porze. Gdyby nie te zajęcia, gdyby nie to, że to Paul je prowadził, nigdy by mnie tam w sobotę o tej porze nie widzieli.
Jestem na sali, mam miejsce, wszystko, co potrzebne, matę, hantle, sztangę, próg. I czekam z walącym sercem, rozpędzonym z podniecenia bez rozgrzewki, powtarzając w myślach skrypt, według którego po treningu spróbuję Paula zatrzymać i zabrać go na stronę. Ale zamiast Paula zajęcia poprowadzić przychodzi Jermaine. Jermaine jest świetnym trenerem, do tego jest naprawdę zabawny, ale ja czekałem na Paula.
Oczywiście, Paul ma prawo wziąć sobie urlop, może jest na jakichś wakacjach. Może też jest chory – nawet tak imponujący facet, nawet taki okaz zdrowia, może złapać grypę albo zaliczyć kontuzję.
Po zajęciach, zmachany jak diabli, zbieram swoje graty i odkładam je, skąd je wcześniej wziąłem, udaje mi się zahaczyć o Jermaine’a i zapytać, niby ot tak sobie:
— To już nie są zajęcia Paula, zastąpiłeś go, co się z nim stało?
— Paul już tu nie pracuje, zmienił pracę!
Zła, bardzo zła wiadomość.
— O… to gdzie on teraz? – staram się nie dać po sobie poznać skali mojego rozczarowania.
— Prawdę mówiąc, nie wiem, nie zdążyłem z nim nawet o tym porozmawiać, bo to jakoś szybko się stało. Gdzieś w okolicach City, ale gdzie konkretnie, to nie wiem.
To musi być karma. Kara za prawie trzy miesiące tchórzostwa. Żegnam się z Jermaine’em i wzdycham tak głęboko, że aż sam się temu dziwię.
W szatni mijam Juliana. Nie znam go inaczej niż z widzenia, ale wiem, jak ma na imię, bo widziałem na Facebooku. Julian też jest Czarny, też jest pięknym, wspaniale zbudowanym facetem, może nie aż tak jak Paul, ale też. Julian ma jednak wieczny gniew w oku, ściągnięte brwi. Masz wrażenie, że wyciskając sztangę na ławce czy wyrywając ją w martwym ciągu, szuka zemsty na świecie. Parę tygodni temu to właśnie on, gadając w szatni z kumplem, odstraszył mnie od zagadania do Paula, gdy już prawie się na to zebrałem, już prawie byłem gotów. Julian był wściekły na dziewczynę, mówił, że wodziła go za nos. „Ona chce, żebyśmy na razie byli przyjaciółmi! Co ja jestem, jakimś pedałem?!” Potem byłem zły na siebie: przecież oni są zupełnie innymi ludźmi, Paul nie jest taki. Tylko dlatego, że też jest Czarny, miałby myśleć podobnie do niego? Jak mogłem wpaść w tę koleinę? Ale na jakiś czas straciłem odwagę, żeby zagadać do Paula – być może, wygląda na to, straciłem cały czas, jaki na to miałem.
Siłka nie ma nawet recepcji – wchodzi się przez bramkę, wstukując kod. Nie ma więc kogo przy wyjściu zapytać, czy coś wie na temat Paula, w sensie – dokąd się przeniósł, cokolwiek. Ale po drodze, na schodach, spotykam Jemmę. Byłem kilka razy na jej Circuit Class, znamy się już. Jemma jest Czarna, jak Paul (i Jermaine, for that matter) – może to też dodaje mi odwagi? Inicjuję szybką wymianę How-are-yous i póki mam jej uwagę, pytam:
— To prawda, że Paul już tu nie pracuje? Wiesz może coś o tym?
— Prawda, zaczął pracę w takim wypasionym fitness klubie w City of London, prawie sami bankierzy, programiści i tym podobni tam chodzą. Podobno tam bez porównania więcej zarobi. Czemu pytasz?
— Właśnie w tym tygodniu chciałem go zapytać, czy by nie mógł mnie potrenować…
— Blimey, no tutaj już nie. No ale jak bardzo chcesz, to mam kilka jego wizytówek, z namiarami, obiecałam mu, że dam każdemu, kto o niego zapyta, poczekaj.
Znajduje kilka w płaskim portfeliku na wizytówki i karty płatnicze, podaje mi jedną. Śmieje się, jak zawsze – wszystko ją zawsze bawi. A co, jeśli się śmieje, bo się od razu domyśliła, że tak naprawdę Paul mi się cholernie podoba i dostałem ataku paniki, że go więcej nie zobaczę? A doskonale wie, że Paul jest hetero, więc co ja sobie roję.
Na wizytówce Paula jest i numer telefonu, i adres email.
Zadzwonić nie mam odwagi, boję się, że mi się głos zawiesi, że się skompromituję. Jak mógłbym mu bez obciachu powiedzieć coś takiego? „Hej, może mnie nie kojarzysz, chodziłem na siłkę, tam, gdzie pracowałeś, uważam, że jesteś przepięknym, imponującym mężczyzną i chciałbym ci zrobić serię zdjęć”. Jak coś takiego powiedzieć facetowi przez telefon i się nie zbłaźnić? Przecież powiedzieć tyle, to jak powiedzieć całą resztę, „Podobasz mi się tak cholernie, ale wiem, że na pewno nie jesteś homo, to chciałbym chociaż zrobić ci trochę zdjęć”.
Fakt, że Paul jest właśnie takim mężczyzną – na oko 190 cm wzrostu, imponująco muskularnym, silnym – czyni to jeszcze trudniejszym. Nawet przez telefon człowiek – ja na pewno – czułby się onieśmielony, jakby ryzykował, że zaraz dostanie od tego prawie dwumetrowego atlety wpierdol.
Prawdę mówiąc, mam przeczucie, że Paul nie jest wcale jednym z tych facetów, którzy spuściliby mi wpierdol. Nie wiem nawet, co właściwie jest w nim takiego – w Polsce każdego faceta tak dużego, tak silnego jak on, bałbym się z założenia. Tak pięknego raczej nie – ale tylko dlatego, że tak pięknych facetów w Polsce nie ma, no z całą pewnością nie pięknych w ten sposób.
Niemniej jednak: przez telefon ta rozmowa nie ma szans nie osunąć się w obciach, nie w moim wykonaniu.
Dlatego jednak piszę maila.
Opowiadanie w całości dostępne jest (w kilku formatach) tutaj.