Gwiazdka, to rozdaję e-booki

Gwiazdka, to rozdaję e-booki. Do 1 stycznia włącznie, a więc zarazem na Nowy Rok, żebyście mieli trochę więcej czasu na dotarcie do tej wiadomości.

Rozdaję e-booki z moją powieścią pt. Nirvaan. Na Gwiazdkę, choć to książka niespecjalnie chyba katolicka, dosyć pewnie grzeszna z katolickiego punktu widzenia. Ale czemu nie?

Jak to działa?

Czytaj dalej

INNY ŚWIAT: Mościcki + Pietrzak na żywo

W sobotę 21 grudnia 2024 r. będziemy z Pawłem Mościckim nagrywać eksperymentalny, bo pierwszy w cyklu Musimy porozmawiać o…, odcinek podkastu INNY ŚWIAT, który poleci na YouTubie na żywo.

Godzina: 19:00.

Trzymajcie kciuki, żeby nie zawiodła nas technologia i wbijajcie na żywo. Będziemy odpowiadać na pytania, a na pewno starać się to robić.

Dzieje się to na koniec roku, będziemy więc musieli porozmawiać o najważniejszych wydarzeniach roku dobiegającego końca. Osobiście uważam, że najbardziej dramatycznego (jak dotąd) roku od zakończenia II wojny światowej. Choć oczywiście może być wkrótce jeszcze gorzej. O tym też pewnie porozmawiamy.

Nagranie dostępne jest m. in. na YouTubie i na Spotify.

A jak chcecie i możecie, to wspierajcie podkast via Patronite.

Przekłady na VivaPalestyna.pl

Lubię czasem coś ciekawego przetłumaczyć, dlatego na portalu VivaPalestyna.pl ukazało się dotąd kilka tekstów w moich przekładach. Są to – w kolejności od najnowszych:

Czytaj dalej

Wyzysk i spojrzenie

Teatr Driesa Verhoevena

Alles moet weg, najnowsza praca Driesa Verhoevena, miała premierę na tegorocznym Holland Festival, w czerwcu w Amsterdamie. Holland Festival to przede wszystkim impreza, dzięki której niderlandzka publiczność może na bieżąco zapoznawać się z twórczością teatralną z zagranicy (plus koncerty i performanse). Premiery produkcji niderlandzkich stanowią wyjątki i można je odczytywać jako „światowego poziomu” twórców.

Jak większość twórczości urodzonego w 1976 r. Verhoevena, najnowsza praca jest raczej „instalacją teatralną” niż przedstawieniem sensu stricto. Alles moet weg ma od początku także międzynarodowy tytuł angielski, a więc w języku, który wciąż jest głównym językiem światowego kapitalizmu. Everything Must Go, czyli – pozwólmy sobie tak to przetłumaczyć – „Wszystko musi zejść”. Tytuł nawiązuje do marketingowej frazy towarzyszącej wyprzedażom. Jesteśmy tu bowiem w królestwie towarów.

Czytaj dalej

Postęp w technofeudalizmie (notatki z życia codziennego)

Filozoficznie, konceptualnie – ale i poetycko – bardziej podoba mi się propozycja McKenzie Wark niż Janisa Warufakisa. W sensie, propozycja nazwania i opisania społeczno-ekonomicznej przemiany, jaka być może zaszła za naszego życia i na naszych oczach, ale zauważona jak dotąd przez nielicznych i dopiero po fakcie. Tzn., że kapitalizm, dla większości ludzi niezauważenie, się już skończył i przeszedł w zupełnie nowy system, jeszcze gorszy niż kapitalizm. Dlatego, że mi się bardziej podoba, jej koncepcjami posługiwałem się tyle razy.

McKenzie Wark versus Janis Warufakis

Ale jest problem, a nawet dwa na raz.

McKenzie Wark zaproponowała, piękne, choć nie zawsze łatwe do przetłumaczenia na polski, kategorie dla opisania nowych okoliczności, w tym nowych antagonizmów klasowych „nadpisanych” nad dotychczasowymi, wraz z nową klasą panującą. Na podobieństwo tego, jak burżuazja zapanowała niegdyś nad szlachtą i arystokracją, zapanowała ona nie tylko nad bezsilnymi, ale i nad burżuazją. Klasę tę nazwała vectoralist class, od nośnika informacji (vector) i do dzisiaj czekam, aż ktoś mi pomoże dobrze to nazwać po polsku. Niestety wciąż chyba nikt oprócz mnie nie pisze o tekstach Wark, co nie przestaje trzymać mnie w stanie zdumienia, bo A Hacker Manifesto (2004) i Capital Is Dead (2019) to jedne z najpiękniejszych esejów filozoficzno-politycznych XXI w.

No więc to jest jeden problem: pozostaje wciąż słabo znana w porównaniu z Warufakisem, który nawet w Polsce jest bez porównania bardziej rozpoznawalny, a Technofeudalizm wyszedł właśnie po polsku.

Czytaj dalej

Bye-bye, Madame Génocidaire

W rozmowie, którą nagraliśmy na kilka dni przed wyborami w USA (na potrzeby podkastu INNY ŚWIAT), pozwoliliśmy sobie z Pawłem Mościckim, na zakończenie, powróżyć światu z fusów. Kto wygra te wybory?

Inaczej niż komentatorzy (neo)liberalnych mediów, obaj przewidzieliśmy trafnie, kto wygra, przy czym Paweł przewidział wynik lepiej niż ja. Przewidział, że Donald Trump wygra zarazem „popular vote” czyli bezwzględną liczbę głosów, jak i głosy stanowych elektorów. Ja sądziłem, że będzie raczej powtórka z 2016 r. (konfrontacja Trump – Madama Clinton), tak wiele tu w ogóle było podobieństw. Czyli: Trump dostanie odrobinę mniej głosów w liczbach bezwzględnych niż jego rywalka wystawiona przez Demokratów, ale zostanie wybrany na najwyższy urząd w państwie dzięki cyrkowi, jakim jest amerykański system wyborczy, czyli temu całemu kolegium elektorów.

Kamala Harris przegrała z klaunem z reality TV i kanciarzem na nieruchomościach i podatkach, przeciwko któremu ustawiły się prawie wszystkie mainstreamowe media, Hollywood, większość cyber-kapitału i całe uśmiechnięte Stany Zjednoczone do ostatniej chwili przestrzegające przed Hitlerem, Mussolinim i Stalinem zmartwychwstałymi i skondensowanymi w postaci jednego bezprecedensowego „zagrożenia dla demokracji”. Oczywiście, jak przy każdym takim wydarzeniu, będziemy długo słuchać o półdzikich teksańskich rednecks „bez dyplomu studiów”; o tym, że zatriumfowały tylko rasizm i mizoginia, nawet jeśli na Trumpa zawsze głosowały też masowo kobiety, a tym razem odebrał Demokratom także ogromną część głosów Latynosów i Czarnych.

Przede wszystkim jednak na Kamalę zagłosowało – jeszcze liczą, więc nie wiemy dokładnie, ale – lekką ręką 10 milionów ludzi mniej niż na Bidena cztery lata temu. Jakaś tam część zagłosowała na marginalnych w amerykańskich warunkach kandydatów „trzecich”, takich bez szans na zwycięstwo, ale dających możliwość wyrażenia przynajmniej niezgody na wybór między dżumą a cholerą. Jill Stein z Zielonych. Filozof Cornel West z ramienia People’s Party. Ale tego oczywiście nie było aż 10 milionów. Zdecydowana większość z tych utraconych głosów to ludzie, którzy zrezygnowali z drogi do urn w ogóle.

Czytaj dalej

Bejrut, Liban

Izrael od samego początku – niemal natychmiast po wstrząsie „Powodzi al-Aksa” z 7 października 2023 r. – nie ukrywał, że wybuch palestyńskiego powstania w Gazie to dla niego przede wszystkim okazja, pole możliwości. Okazja dla znacznie większej eskalacji przemocy, pod adresem najpierw Gazy, ale nie tylko.

Obłąkany premier Netanjahu od razu oskarżał Iran i libański Hezbollah (wspierany przecież przez Teheran) o współudział w przygotowaniu tej operacji, chociaż już wtedy wszystko wskazywało, a dzisiaj wiemy właściwie ponad wszelką wątpliwość, że Hamas przygotował wszystko samodzielnie, bez konsultacji, a nawet w tajemnicy zarówno przed ajatollahem Chameneim i jeszcze wtedy żyjącymi prezydentem Iranu Ibrahimem Raisim, jak i przywódcą Hezbollahu Hasanem Nasrallahem.

Czytaj dalej

Mościcki + Pietrzak: Musimy porozmawiać o… wyborach w USA

Raz w miesiącu spotykamy się z Pawłem Mościckim na łączach, bo musimy o czymś porozmawiać. W najnowszym, siódmym odcinku naszego wspólnego formatu w ramach podcastu INNY ŚWIAT – rozmawiamy o nadchodzących amerykańskich wyborach. Nie bierzemy jeńców i robimy sobie sabat spekulacji. Donald Trump czy Kamala Harris? Dworujemy sobie z mediów i jesteśmy sceptyczni wobec panującego w większej części z nich konsensusu.

Czytaj dalej

Śmierć Jahji Sinwara

Władze Hamasu oficjalnie potwierdziły w piątek 18 października śmierć Jahji Sinwara, przewodniczącego biura politycznego Hamasu, poniesioną z rąk izraelskiej armii. Funkcję przywódcy Islamskiego Ruchu Oporu (Hamas to arabski skrótowiec od tej nazwy) Sinwar zdołał pełnić dwa miesiące, po śmierci – w przeprowadzonym przez Izrael 31 lipca zamachu terrorystycznym w Teheranie – jego poprzednika Ismaila Haniji. W przeciwieństwie do Haniji, operującego z oddali azylu udzielanego mu przez emira Kataru, Sinwar przez cały czas trwającej już rok izraelskiej zagłady Gazy przebywał w bombardowanej enklawie.

Czytaj dalej

BlackBerry: biografia urządzenia

Zanim świat został podzielony na domeny iPhone’a i Androida, był taki moment, kiedy nic nie było jeszcze przesądzone, a kultowe – na prawach symbolu statusu – było inne mieszczące się w dłoni urządzenie, made in Canada. Urządzenie, które stworzyło smartfonom rynek, który potem straciło. Pamiętam, jak w 2009 r., w mojej pierwszej poważnej pracy w Londynie, moja koleżanka Tara pisała z tego cacka maile. Przyjemnie zaoblone przyciski jego klawiatury, stanowiące źródło nazwy (bo przypominały kuleczki składające się na owoc jeżyny), wydawały urocze kliknięcia. Widziałem je potem w pięknej dłoni Neila, który mi się tak cholernie podobał, ale zaraz wyjechał na kilka lat do Nowego Jorku, zanim zdążyłem mu to powiedzieć.

BlackBerry to teraz także tytuł bezpretensjonalnego i inteligentnego kanadyjskiego filmu z 2023 r. w reżyserii Matta Johnsona, powstałego w znacznej mierze w oparciu o bestsellerową książkę dziennikarzy biznesowych Jackie McNish i Seana Silcoffa Losing the Signal: The Untold Story Behind the Extraordinary Rise and Spectacular Fall of BlackBerry („Tracąc sygnał: Niepowiedziana historia nadzwyczajnego wzlotu i spektakularnego upadku BlackBerry”) z 2015 r., którą kiedyś czytałem. Tydzień temu obejrzałem film. Opowiada historię trzech ludzi, których zróżnicowane zdolności i osobowości w połączeniu stworzyły jedną z największych success stories kanadyjskiego biznesu na przełomie XX i XXI w. – a potem przegapiły moment, kiedy rynek zaczął się od nich szybko oddalać.

Czytaj dalej