Przyszłość

Mam trudną relację z przyszłością. Zbyt często zbyt trafnie ją przewiduję. Wiem, jak to może brzmieć, ale radzę się nie śmiać. Jak nie pamiętacie – albo mnie wtedy nie czytaliście – to zaraz będą dowody.

Zbyt często, bo póki co, większość tych (zbyt) trafnych przewidywań była bardziej niż pesymistyczna.

Zbyt często, bo filozoficznie uważam jednak, że przyszłość jest fundamentalnie nierozstrzygnięta, otwarta i zależy (powinna zależeć) od wyników starć między zbyt wieloma rywalizującymi siłami (interesami ekonomicznymi, klasami społecznymi, potęgami militarnymi, formacjami oporu), żeby dało się ją ot tak po prostu czytać z wyprzedzeniem.

Zbyt często, bo tę trafność zawdzięczam najczęściej temu, że włączając w swojej wyobraźni podpowiadane przez nią różne symulacje rozwoju wypadków, ostatecznie jako najbardziej prawdopodobne spisuję… te najgorsze.

To może trochę tych dowodów.

Czytaj dalej

Podróżowanie w epoce post-covidowej

W drugiej połowie lipca 2022 roku na łamach brytyjskiego „Guardiana” ukazał się artykuł o bezprecedensowym chaosie na lotniskach. „Niektórzy nazywają to ‘latem zaginionych bagaży’” – pisała dziennikarka. Było to – nie przypadkiem – pierwsze lato po ostatecznym zniesieniu covidowych lockdownów i restrykcji, komplikujących poruszanie się po Europie i świecie przez dwa lata.

Czytaj dalej

Sankcje i sankcje

W poprzednim tekście pt. Europa znowu zapłaci nazywam reżim sankcji przeciwko Rosji (wymuszony na Europie przez Stany Zjednoczone) bezmyślnym. W warunkach intelektualnego zagubienia panującego w Polsce na lewicy, w reakcji na krytykę sankcji wobec Rosji pojawiają się rutynowo pytania w rodzaju: no ale czy my na lewicy (takiej z prawdziwego zdarzenia, nie tej nędzy, jaką mamy w Sejmie) nie chcielibyśmy – no właśnie – nałożenia surowych sankcji na Izrael, dopóki się nie opamięta?

Chcielibyśmy.

Ja na pewno. Od kilkunastu lat i niezmiennie należę do zdeklarowanych zwolenników BDS i do niego przekonuję, podejmowałem nawet pewne wysiłki zasiania w Polsce ziarna kulturalnego bojkotu Izraela. BDS – skrót od Boycott, Divestment, Sanctions – to zainicjowana przez palestyńskie społeczeństwo obywatelskie międzynarodowa kampania wzywająca do bojkotu Izraela, wycofania stamtąd inwestycji i obłożenia kraju sankcjami ekonomicznymi i dyplomatycznymi, dopóki nie zaprzestanie on popełnianych na Palestyńczykach zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości. W tym brutalnego reżimu rasowego apartheidu, gorszego niż ten, któremu położono w końcu kres w Republice Południowej Afryki (zdaniem samych weteranów walki z tamtym apartheidem). Żądania te są wzorowane właśnie na środkach, które pomogły najpierw zdelegitymizować, a następnie obalić tamten apartheid.

Symboliczne gesty i polityka

Czy to stanowisko nie jest wewnętrznie sprzeczne? Domaganie się obłożenia sankcjami Izraela i krytyka sankcji nałożonych na Rosję? Nie, nie jest sprzeczne.

Czytaj dalej

Izrael, Gaza i Partia Razem

Po trzech tygodniach izraelskich bombardowań Gazy, najbardziej niszczycielskich i morderczych w historii wszystkich pięciu dotychczasowych wojen Izraela z pozbawioną regularnych sił zbrojnych, odciętą od świata enklawą, Partia Razem zabrała w końcu głos. W sobotę 28 października, na stronach partii w serwisach społecznościowych zarząd krajowy partii, jak również poszczególni posłowie i posłanki ogłosili swoje stanowisko, w którym przyłączają się do Zgromadzenia Ogólnego ONZ, domagając się niezwłocznego zawieszenia broni. Dołączył do tego felieton Adriana Zandberga w „Super Expressie”. Na oficjalną internetową witrynę partii stanowisko trafiło dwa dni później.

Czytaj dalej

Wybory 2023 (dlaczego nie głosowałem)

Jeszcze niezupełnie po wszystkim, bo wstępującego rządu wciąż w Warszawie nie ma. Ale przynajmniej nikt mnie więcej nie będzie nękał po nocach, że nic innego się nie liczy, tylko pokonać PiS i Kaczyńskiego. A w ogóle to najważniejsze wybory po 1989.

Mam wrażenie, że to ostatnie słyszałem przy tylu wyborach od sam już nie wiem, ilu lat. Jeżeli każde kolejne wybory są najważniejsze od początku tzw. wolnych wyborów, i zależy od nich przetrwanie tej naszej liberalnej demokracji, to o czym to tak naprawdę świadczy? Nie o tym, jak lichym i karłowatym tworem – i to najwyraźniej strukturalnie, a nie tylko z winy wyłącznie PiS-u – musi być cała ta nadwiślańska liberalna demokracja?

Dokładnie za rok zapytam wszystkie – że tak powiem – osoby nękające, co zostało dostarczone? Zalegalizowali chociaż tę aborcję? Moje jednopłciowe małżeństwo, zawarte siedem lat temu w Londynie, jest już w końcu uznawane w moim kraju? O ile zakład, że nawet zmian tak banalnie łatwych (bo niewymagających rzucania wyzwania neoliberalnemu reżimowi akumulacji kapitału – to tutaj leżą prawdziwe przeszkody) się nie doczekamy, na pewno nie w wykonaniu tych ludzi? Przecież oni byli już u władzy, za naszego życia; wiemy, czego się możemy po nich racjonalnie spodziewać, analizując to, co już kiedyś robili (i czego nie robili). Obecność zredukowanej parlamentarnej lewicy w tym gronie będzie jedynie legitymizować politykę neoliberałów, niezdolna nic w niej kształtować.

Więc nie, nie wierzę, że koalicja anty-PiS (jeżeli/kiedy uformuje rząd), dostarczy nawet najłatwiejsze do zrealizowania tematy, których można by się spodziewać po prostu po liberałach (jak prawo do aborcji i legalizacja związków jednopłciowych). Ci ludzie nie są liberałami po prostu – oni są polskimi liberałami. To ogromna różnica.

Czytaj dalej

Natalia Janoszek – artystka konceptualna?

Sam nie wiem. Może my jeszcze tego nie zrozumieliśmy, a Natalia Janoszek, bohaterka ogromnego (jak na standardy polskiego internetu i skalę swoich zbrodni) śledztwa dziennikarskiego Krzysztofa Stanowskiego z YouTube’owego „Kanału Sportowego”, bardziej niż Nikodemem Dyzmą naszych czasów jest w istocie autorską kolosalnego, na wiele lat rozpisanego, medialnego performansu? Przedsięwzięcia na styku sztuki krytycznej, konceptualnej i, powiedzmy, (new) media art? Gdzie media – telewizje, sosziale, portale internetowe, a także ich personel – wkręcone i wkręceni zostali w rolę pożytecznych idiotów wkładających bezwiednie swoją pracę w budowę jej dziwacznego osobistego projektu. I tylko brak dyplomu uczelni artystycznej oddziela ją jeszcze od momentu, w którym ktoś napisze o tym podrozdział do nowej książki o polskiej sztuce współczesnej. Mogłaby być takim naszym współczesnym Celnikiem Rousseau albo Nikiforem konceptualnego (new) media artu. Taką Mariną Abramović, na jaką nas stać?

Czytaj dalej

Bilety

Już coś pisałem o tym, że mnie zajechali mnie w robocie. Do tej pory jestem na chorobowym. I pewnie jeszcze sobie pobędę – wciąż jestem daleko, daleko od normy.

Moja psycholożka (nie wierzę w psychologów, no ale muszę się trzymać procesu, żeby mnie nie zawezwali za szybko z powrotem do roboty) miała ten sam pomysł, co ja: potrzebuję spędzić trochę czasu z rodziną, z przyjaciółmi, może wyjechać do nich, pobyć daleko stąd (z Amsterdamu, w sensie).

Do rodziny i przyjaciół w Polsce już jadę (by the way, w sobotę 8 lipca będę w Częstochowie), ale mój świat osobisty na Polsce się nie kończy. Rozglądałem się po sieci za możliwościami podróży do Londynu, do Hiszpanii, do Francji, na Korsykę. Na Korsykę, bo przyjaciel, którego pół życia nie widziałem, napisał do mnie niedawno, że przez najbliższe pół roku będzie pracował tam właśnie. Kto czytał moją powieść (Nirvaan), może tam znaleźć, o kogo chodzi (o tego, który ma na imię ‘Piękno’, po arabsku). Z innym przyjacielem rozmawiałem przez telefon, mówił mi: słuchaj, długie chorobowe o tej porze roku to wcale niezła okazja, by odpocząć i zresetować się gdzieś w słońcu.

Moja ulubiona pora roku

Ha! Dobre sobie. Istotnie, jest to świetna pora roku, tylko szkoda, że nie wiedziałem z półrocznym wyprzedzeniem, że będę chory. O tej porze roku, jak się nie wykupiło tych biletów zawczasu, to oczywiście ceny są absurdalne. Zwłaszcza, odkąd covidowe lockdowny przejechały walcem po branży turystycznej.

Czytaj dalej

Protestanci, katolicy i ja

To będzie samokrytyka.

Ale zacznijmy tam, gdzie zaczynać należy, czyli od początku.

Na ile to możliwe. Początków, jak źródeł rzeki, może być więcej niż jeden, w więcej niż jednym miejscu. No to może początku we własnym życiu.

1.

No więc po raz pierwszy sam z tą linią rozumowania, z jakąś formą jej artykulacji, spotkałem się chyba już w podstawówce (do której chodziłem do piętnastego roku życia, do 1994 roku – jeszcze przed wprowadzeniem na kilka lat gimnazjów). „Protestantyzm przyczynił się do postępu ekonomicznego choćby za sprawą tego, że wykosił większość świąt, bo średniowieczni katolicy mieli jakieś święta sto szabanaście dni w roku”. Jakoś tak to szło, przywołuję z pamięci – albo było w jakimś podręczniku, albo padło z ust nauczyciela, na pewno historii.

Czytaj dalej

Cesarzowa odchodzi

[ Tekst ukazał się 22 października 2021 na łamach portalu Strajk.eu. ]

Z urzędu kanclerskiego Republiki Federalnej Niemiec odchodzi Angela Merkel. Wiadomo było od dawna: zapowiedziała ten zamiar, niezależnie od wyniku kierowanej przez nią przez dwie dekady chadeckiej CDU we wrześniowych wyborach, w których najwięcej głosów ostatecznie zdobyła socjaldemokratyczna SPD. Jej odejście wywołało w całej liberalnej Europie falę „Merkel-nostalgii”. Liberalna Europa inwestuje w postać odchodzącej kanclerzyni swoje złudzenia nie tylko na temat jej konkretnej osoby, ale i neoliberalnych instytucji Unii Europejskiej, organizacji, w ramach której Merkel stała się postacią emblematyczną.

Odchodzi jako najpotężniejszy polityk w kontynentalnej Europie na zachód od Bugu i Morza Czarnego – u władzy dłużej niż Xi Jinping, Hugo Chavez czy Evo Morales, ale amerykańskim wasalom (pardon, sojusznikom) wolno. Nie tylko im wolno, ale mogą zostać symbolem liberalnej demokracji, a nawet, pod obecność Trumpa, tymczasową „liderką wolnego świata”!

Czytaj dalej

A jeśli upadek Związku Radzieckiego był tragedią?

Dokładnie trzydzieści lat temu, 26 grudnia 1991 roku [tekst ukazał się pierwotnie 25 grudnia 2021 na łamach portalu Strajk.eu], Rada Najwyższa Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich ogłosiła ostateczne samorozwiązanie Kraju Rad. Data, oczywiście, symboliczna – aż i tylko. Deklaracja przypieczętowała proces, który do tego czasu się właściwie dokonał – toczył się od wielu, wielu miesięcy. Wszystkie radzieckie republiki ogłosiły już swoją suwerenność – efekt domina uruchomiony przez Litw, napędzany dramatycznymi problemami ekonomicznymi, a w ich konsekwencji także społecznymi, wielkiego państwa. I choć to, co deklaracja przypieczętowała, już trzy miesiące wcześniej musiało się wydawać nieuniknione, to trzy lata wcześniej wciąż nie wydawało się większości żyjących do pomyślenia. Jeszcze pod koniec lat 80. było tak, jak w pierwszej połowie tytułu głośnej książki Aleksieja Jurczaka o korupcji późno-radzieckiej kultury: „wszystko było na zawsze”. W końcowych miesiącach 1991 roku – już jak w tego tytułu drugiej połowie: „dopóki już nie było”. Już nie było. Od „nie do pomyślenia” do „nie do uniknięcia” – poszło zdumiewająco szybko, tak szybko, że wielu się zachłysnęło, nawet na lewicy.

Nawet na lewicy – nawet tej radykalnej – niektórzy powitali rozpad Związku Radzieckiego z ulgą, z rodzajem radości, z czymś w rodzaju optymizmu. Powtarzali skądś za Noamem Chomskym, że upadek wynaturzonego, nieudanego projektu socjalistycznego uczyni znowu możliwą walkę o socjalizm prawdziwy, o socjalizm taki, jaki być powinien. Przybliży szanse na jego urzeczywistnienie. Socjalizm państwowy w jego wersji radzieckiej – taki, jaki był społeczną rzeczywistością setek milionów ludzi na wschód od Łaby – stanowił już przecież tylko przeszkodę na drodze do emancypacji ludzkiej, przeszkodę kompromitującą samą ideę socjalizmu.

Wiele razy już czytaliśmy, że w latach 90. XX wieku na kontynencie europejskim to socjaldemokraci – ci, którzy, udomowieni przez burżuazyjne demokracje liberalne, zrezygnowali z postulatów społecznej własności środków produkcji na rzecz samych tylko mechanizmów redystrybucji w ramach istniejących kapitalistycznych stosunków – zostali „przechwyceni” przez triumfujący neoliberalizm. Stali się nawet jego najskuteczniejszymi wdrożycielami, tymi, którzy go ostatecznie przyklepali i znormalizowali, bo mieli do tego najbardziej dla siebie naturalny język: język „stopniowych reform”. W krajach takich jak Polska, odtwórcami tej roli stali się eks-komuniści z niedawnych monopartii, przechrzczeni po przełomie na socjaldemokratów „w europejskim stylu”. Implozja Związku Radzieckiego była wielkim geopolitycznym zwycięstwem neoliberalnej formacji kapitalizmu, ponieważ otworzyła ogromne połacie ludzkiego świata na błyskawiczną ekspansję nowego reżimu akumulacji kapitału. Dlatego radość z upadku projektu radzieckiego nawet na tej ówczesnej lewicy rysującej sobie miejsce (daleko) na lewo od mainstreamu, oznacza, że ona również dała się wtedy ponieść wiatrom fałszywej „wolności” unoszącym się nad falą neoliberalnego tsunami.

Czytaj dalej